Ostatki

piątek, sierpnia 26, 2016


Wszystkim jest żal, że lato się kończy, że ciepło odchodzi, choć to akurat u nas jeszcze nie, że dni już krótsze, że zieleń długo nie potrwa, że jesień ustawia się za progiem … Jednak w Marradi ta nostalgia za odchodzącym latem jest chyba jeszcze bardziej odczuwalna, silniejsza, bo marradyjskie lato jest jedyne w swoim rodzaju i kiedy od września wszystko wraca na niewakacyjne tory, serce się ściska. 
Minęły już prawie wszystkie letnie festy, została ostatnia - w najbliższą sobotę - "koniec marradyjskiego lata", sklepy znów zaraz przejdą z godzinami pracy na normalny tryb, na wystawach sklepów pojawiły się fartuszki szkolne, a wczoraj wieczorem odbyło się ostatnie w tym sezonie czwartkowe mercatino….   


Straganów było raptem kilka na krzyż i już nie o stragany tak szczerze mówiąc tu chodziło... Ludzie zasiedli tłumnie na placu, dzieci ganiały, zbierały się w grupki, wieszały na kratach barowych, by zerknąć na rezultat meczu, zajadały lody, beztroskie jeszcze w otoczce wakacyjnej aury...   


Dorośli natomiast popijali aperitivo i przyklaskiwali, kiedy Antonio śpiewał kolejny słynny szlagier. Stał się on absolutną gwiazdą tych wakacji. W każdy czwartek na placu była muzyka, towarzyszyła ona wszystkim festom, ale to jednak Antonio przyciągał największe tłumy. Potrafi zaśpiewać wszystko, o co publiczność poprosi, z uśmiechem z radością, bez chwili przerwy, nawet do rana, dopóki  będzie choć skromna grupka słuchających.  
Ozdobą jego ostatniego występu w ty sezonie był przesuwający się w tle chórek miejscowych indywiduów. Pewnych osób nigdy nie opisałam, pewnych tematów nigdy też nie dotknęłam, ale zrobię to kiedyś w książce, ślad po kimś takim jak Amedeo musi przecież pozostać. A zatem Antonio śpiewał tak jak zawsze pełen pasji, Amedeo zaglądał mu przez ramią i wiernie głosem towarzyszył. Widać było nawet z daleka, że poruszony tym jest do głębi. 
Nim poszliśmy do domu, przez "marradyjską scenę" przemaszerowały jeszcze inne "osobistości", a ja się znów nie mogłam nacieszyć, bo wszystko to co działo się wokół mnie było jak film. Gdybym była Ozpetkiem, wykorzystałabym takie widoki w moich filmach. Marradi i tutejsi ludzie, to prawdziwa inspiracja… Nic nie jest banalne, zwyczajne, nijakie. Wszystko tutaj ma intensywny smak...     


26 sierpnia 2013 roku zapisaliśmy chłopców do marradyjskiej szkoły. To był poniedziałek. Dzień targu. Pamiętam to wzruszenie i uściski, kiedy wszyscy pytali - kiedy wyjeżdżacie? A ja ze ściśniętym gardłem odpowiadałam - już nigdzie nie wyjeżdżam… Jedna z najpiękniejszych chwil.
Pamiętam doskonale tę datę bo to urodziny Pawia. Nie lubię publicznych, ale napiszę tylko - niech się spełni to co ma się spełnić.

SMAKOWITE, WYRAŹNE W SMAKU to po włosku SAPORITO (wym. saporito)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

6 komentarze

  1. Najlepszego dla P.:)
    3 lata....kiedy to zleciało?

    OdpowiedzUsuń
  2. a wiesz ze jak wpiszesz w googla hasło "marradi toskania" to od razu widać zdjęcie twojej rodziny ;))) jesteście sławni!! ;))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ferzan Özpetek (obok Giuseppe Tornatore) to mój ulubiony "włoski" reżyser. Przyznam, że pozostaje dla mnie zagadką, klimat w jego filmach? Jak on to robi? Urodzony i wychowany w Turcji przybył do Italii tworzyć najlepsze współczesne europejskie kino ... jestem pełna podziwu. Ogromny talent.
    Ps. Jest Pani dzielną dziewczyną! Podziwiam i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. I to nie jedno :)
    Serdeczne zyczenia dla Jubilata!

    OdpowiedzUsuń
  5. Też nie lubię publicznych. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń