"Rupiecie ze średniowiecza", rowery i żonkile.

sobota, stycznia 30, 2016


Droga z Marradi do Biforco.
- Co to było? Pszczółka?
- Jeśli to pszczółka, to dobry znak, tylko się cieszyć!
Sto metrów dalej.
- Popatrz!!
- Co takiego?
- Żonkile!
- Mogę zerwać dla ciebie choć jeden?
- Nie, zostaw. Wolę je podziwiać w całych kępach, kiedy idę do miasteczka, niech mi umilają widok wzdłuż drogi. W zeszłym roku nie zakwitł tu nawet jeden, a w tym prawie wszystkie zaraz się otworzą.
Jakby to było wspaniale, gdybyśmy te znaki mogli uznać, za początek wiosny...
Niestety prognozy pogody po wieczornych wiadomościach były bardzo mało optymistyczne i mój przedwczesny, wiosenny entuzjazm zdecydowanie przygasł. Dalej muszę trzymać pandę w gotowości i odsunąć na potem myśli o przepakowaniu garderoby.


- Tomek nie może znaleźć roweru.
- Rowery są na dole, w cantinie.
- Nie ma.
- Ale co to znaczy - "nie ma"?   
- Tam głębiej boimy się wchodzić.
- Weź latarkę sprawdzimy razem.
Jedno pomieszczenie po drugim, to bardziej zagracone, tamto mniej, materace, krzesła, stary kufer, ale rowerów nie ma.
- A za tymi drzwiami?
- Ja się boję je otworzyć.
- Hmmm... szczerze mówiąc ja trochę też ...
Jednak i za zamkniętymi drzwiami nie było nic poza starymi klamotami, workami i rozsypującymi się krzesłami z powojennego salonu fryzjerskiego.
- Rzeczywiście nigdzie nie ma... Czyżby ukradli? Już tak bywało, więc wszystko możliwe.
Ostatni zatęchły korytarz.
- Mikołaj, a tam? Zajrzyj, poświeć latarką.
- Tu mamusiu rowerów też nie ma. Są tylko jakieś rzeczy... ze średniowiecza ...
- To ja chyba muszę tu jutro pobuszować!


W końcu, kiedy już prawie umarła ostatnia nadzieja i niemal uwierzyliśmy, że rowery zostały skradzione, Mikołaj przypomniał sobie o jeszcze jednych drzwiach do kolejnej izby, które zostały zakryte przez wysokie rupiecie.
Bingo!
Rowery stały nietknięte.
Dla Mikołaja sezon rowerowy zanika tylko przy wysokim śniegu, Tomek jednak na dwa miesiące zrobił sobie pauzę. Jednak piątkowe popołudnie z kilkunastostopniowym ciepłem, okazało się kuszącym zaproszeniem do tego, by znów trochę popedałować. Porzucił Tomek swój harpun, zabawę nad rzeką i razem z bratem pojechali w stronę Campigno.


Mam nadzieję, że śnieg nas mimo wszystko ominie i zimno nie będzie doskwierające. Z pszczółkami, żonkilami, z dniem trwającym prawie do szóstej wieczorem, z dwunastoma stopniami w nocy i z dziećmi szalejącymi na rowerach czy nad rzeką wiosna zdaje się na wyciągnięcie ręki.     

ROWER to znaczy BICICLETTA (wym. bicikletta)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

3 komentarze

  1. "(...) Z pszczółkami, żonkilami, z dniem trwającym prawie do szóstej wieczorem, z dwunastoma stopniami w nocy i z dziećmi szalejącymi na rowerach czy nad rzeką wiosna zdaje się na wyciągnięcie ręki."
    Pani Kasiu - proszę nie dobijac!! :))
    Takie opisy w lutym?! Gdy przed nami jeszcze minimum miesiac, a jak sie uprze to i prawie 3 miesiace zimy!! Nie godzi się, oj nie :)
    Pozdrawiam!
    marta

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Kasiu, to te cudenka "ze sredniowiecza" i stare powojenne meble ma Pani u siebie w domu? Tzn cantinie czyli w takiej naszej piwnicy? Pozdrawiam Pania serdecznie i zycze mimo wszystko coraz cieplejszych dni. Dzis w wielkopolsce troche czuc wiosne ale tez prognozy nie sa dobre... Magdalena T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak cantina to piwnica ale cudenka nie sa moje tylko wlascicielki domu. Gdyby byly moje juz znalazlyby sie na salonach:)

      Usuń