Drugi dzień świąt, czyli Santo Stefano na szlaku

wtorek, grudnia 29, 2015


Ze starego notesu znalezionego w plecaku, 26 grudnia 2015, Castellone

W Polsce mówi się drugi dzień świąt, tutaj natomiast 26 grudnia to Santo Stefano. Takie już święto - nie święto, bo ludzie tłumnie wylegli z domów, odeszli od stołów, chwila oddechu nim zaczną się przygotowywać do Capodanno i Befany. 
- Czy to jest twój diario segreto? - przerywa moje pisanie Mikołaj.
- To moje notatki, ale wszystko co ja piszę, uznaj proszę za segreto
- Czyli tak jak myślałem diario segreto. 
Odwraca się na pięcie i biegnie dalej walczyć jako Bohun w wyimaginowanej bitwie. Nasz świąteczny wieczór filmowy stał się dla nich nową inspiracją. Na wycieczkę ruszyli uzbrojeni w miecze. 



Święta już prawie minęły, święta których się obawiałam, a tymczasem ... Jestem w miejscu, które kocham. Siedzę na rozgrzanych schodkach Castellone górującego ponad Biforco. Przede mną słońce zimowe na niebie tak sielsko niebieskim, pomazanym śladami powietrznych dróg. Po przeciwnej stronie doliny majaczy Pianorosso. Widać nawet drogę do "mojego" pierwszego kamiennego domu, która z tej perspektywy wygląda jak sinusoida stojąca na głowie. Pamiętam tamten czerwcowy wieczór. Pamiętam nierówną, kamienistą drogę, po której zaciskając zęby i ocierając pot z czoła pchaliśmy pod górę wózki z chłopcami. Udawaliśmy się na pierwszą toskańską kolację. Kto by wtedy pomyślał, że 9 lat później u stóp podziwianego wtedy z daleka Castellone, będę jeść z chłopcami świąteczny obiad. Kanapki z toskańskiego chleba, pieczonej karkówki, z polskim ogórkiem kiszonym, na deser ciasto czekoladowe z gruszkami, sernik z ricotty i mascarpone i mandarynki od Domenico, prosto z Basilicaty.
Mój mugellański świat, moja miłość... W nim Skrzetuski i Bohun hasają z mieczami, twierdzę budują, dziś wcielają się w sienkiewiczowskie postacie, jutro będą kimś innym. Są wolni i pełni fantazji.  



Bałam się tych świąt bardzo, a przecież wszystko wyszło dobrze, nawet lepiej niż myślałam. Będę za tym czasem tęsknić i zawsze z rozrzewnieniem wspominać... 


Fiore di San Giuseppe??? Nie dajcie się zwieść, zima pewnie czyha za płotem...
Czy to na pewno grudzień? A gdyby tak zima naprawdę już nie przyszła?
Tak, tak! To wciąż ten sam grudzień!

Popatrzcie moimi oczami, choć przez kilka sekund:
Na żywo 
Ostatni wtorek 2015 na start. 

OBAWIAĆ SIĘ to po włosku TEMERE (wym. temere)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

11 komentarze

  1. Uwielbiam tę Twoją zapobiegliwość i pojemniczki jedzeniowe - zawsze się tam coś pysznego za ząb z nich wyciągnie :)
    Nicko

    OdpowiedzUsuń
  2. Widoki cudne. Uwielbiam stare budownictwo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielki słownik ortograficzny


    rozrzewnienie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie pierwszy mój błąd i nie ostatni na pewno, dziękuję

      Usuń
    2. Błędów jest tak mało i pięknie po polsku jest pisany blog, że z przyjemnością się czyta i dlatego jak się jakiś zdarzy, to od razu widać :) Pozdrawiam serdecznie - uzależniony od bywania w "Domu z kamienia".

      Usuń
  4. Czy Toskania jest bardzo katolicka w porownaniu z innymi regionami Wloch?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądzę, choć nie wiem dokładnie jak to jest w innych regionach. Ale religijność w It jest w ogóle inna w porównaniu do pl.

      Usuń
  5. Na rozgrzanych schodkach,to mi sie zaraz kojarzy ,,kotka na rozpalonym dachu,,;-)...no i juz niedlugo,do Was cieplo przyjdzie wczesniej...te cale pajdy chleba,to chyba dla Mario;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. No ta ja Wacpanna Kmicic,ostrze zmysly na te waesze Maradyjskie pejzaze...;)

    OdpowiedzUsuń