Zakochać się w marzeniach

wtorek, października 06, 2015



Zaraz miną dwa lata odkąd zamieszkaliśmy w Biforco. Dużo i nie dużo. Wydaje się jakby to było wczoraj i tylko zdjęcia dzieci zdradzają upływ czasu. W ciągu tych dwóch lat nigdy nawet przez myśl nie przeszło, że to była zła decycja, wręcz przeciwnie - niemal każdego dnia zachwycając się tymi wszystkimi drobnostkami, które mnie otaczają, powtarzam sobie - jak dobrze tu być. Jak dobrze mieć dookoła wzgórza i życzliwych ludzi. Jeszcze nie zgasł mój entuzjazm, jeszcze nie wypaliło się moje włoskie zakochanie i nic nie wskazuje na to, by miało to szybko nastąpić. 
Wciąż jest grupa osób przekonanych, że od dwóch lat jestem na wakacjach, a moja codzienność to beztroskie dolce vita. Kolejny raz więc powtórzę, iż fakt, że w adresie mam wpisane provincia Firenze, nie chroni mnie przed problemami, nie zwalnia z pracy i obowiązków. Może w tym względzie jest mi nawet trudniej, niż innym, a czasem muszę zmierzyć się z trudnościami, o których większość nie ma bladego pojęcia. Ale jest tak jak powiedział ostatnio mój marradysjki znajomy - życie bez problemów byłoby jak danie bez soli. Tego się będę trzymać.  



Coś Wam powiem... Postawiłam wszystko na jedną kartę, zaryzykowałam, ale jeśli ktoś swoje marzenia kocha tak bardzo, że dla ich realizacji gotów jest do poświęceń, nie boi się niedogodności, ma w sobie odwagę i odrobinę szaleństwa, to nie ma co zwlekać, odkładać tych marzeń do szuflady i czekać na lepszy moment. Jeśli my sami ich nie zrealizujemy, nikt tego za nas nie zrobi.. Czy będzie ciężko? Pewnie! Czasami nawet cholernie ciężko, ale satysfakcja i życie, które przychdzi potem, są tego warte ... Nie ma sensu szukać usprawiedliwienia i spisywać listy wszystkich "przeciw". Ja sama wiele mam w sobie niespełnionych marzeń, tylko dlatego, że kiedyś zabrakło mi uporu, wiary, odwagi ... Patrząc teraz na to wszystko, wiem, że nie wybaczyłabym sobie, gdybym do listy niespełnionych musiała też dopisać jedno z największych - toskańskie życie. Każdy dzień utwierdza mnie w przekonaniu, że to jest moje miejsce. Powtarzam się? Trudno.

Tak mi się dziś refleksyjnie zrobiło, może przez październik, a może przez starusieńkiego sąsiada, który pomógł mi uprzątnąć drzewo, a może to wczorajsza pizza, która czekała na mnie na stole, kiedy łapałam oddech między jedną lekcją a drugą, a może przez głosy, które pojawiły się po moim powrocie z Polski, że ja już tutejsza, że wyjechać nie mogę... 

POŚWIĘCENIE to po włosku SACRIFICIO (wym. sakrificio)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

15 komentarze

  1. Dziękuję. Znowu zostałem dzięki Pani zmotywowany do realizacji marzeń i ciężkiej pracy z tym związanej. Od dzisiaj zwiększam intensywność nauki włoskiego, bo największe z marzeń o małej winnicy w Piemoncie ciągle czeka na realizację. Jeszcze raz dziękuję jak nie wiem co, za pozytywnego kopa.

    OdpowiedzUsuń
  2. To smutne że niektórym trzeba udowadniać takie rzeczy. Trzymaj się cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasiu, jesteś bardzo silna, przełamałaś wiele barier, bierzesz garściami swoje szczęście, ale zmagasz się z problemami. Naucz się jeszcze nie tłumaczyć z tego. My uwielbiamy Cię za to, że dajesz nam codziennie cżąstkę swojego toskańskiego życia, wprowadzasz nas w nową kulturę, w inny świat i za to jestesmy Ci wdzięczni.

    OdpowiedzUsuń
  4. dokładnie trzeba ryzykować ja też przeprowadziłam się i mieszkam rok już w nowym miejscu i jest mi z tym dobrze :D a nawet lepiej....

    OdpowiedzUsuń
  5. Będą ochy, będą achy gratulacje i oklaski, wszystko to co łechce ego, a ja powiem uważaj abyś w pigoni za lepszym nie stracił dobrego. Pazdrawlaju ja was.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja nie gonię za lepszym. To nie o to chodzi. Miałam na myśli raczej to, że jak się ma marzenia, ale takie prawdziwe, które nie opuszczają Twojej głowy nawet na chwilę, to nie ma co tracić czasu na myślenie i gdybanie. Nie tracić czasu, o to mi chodzi. Ja teraz za niczym nie gonię, to w Wawie żylam od wyjazdu do wyjazdu i umykało mi to co po środku. Teraz widzę każdy detal i żyję każdą minutą. A marzeń mam jeszcze wiele.

      Usuń
  6. Nic dodać,nic ująć Kasiu-bezwzględnie realizacji swoich marzeń trzeba pomagać,trzeba zakasać rękawy bo one nie spełnią się SAME.Ale wiara i praca by osiągnąć to o czym marzymy to podstawy osiągnięcia sukcesu.
    Ja od dziecka marzyłam o podróżach,o poznawaniu świata,nigdy moim celem nie były dobra materialne czyli dostatnie życie w luksusach/super dom,drogi samochód i markowe ciuchy/.
    Wtedy-przed wielu laty będąc jeszcze dzieckiem nigdy bym nie przypuszczała ,że życie spełni moje największe marzenia,nawet te o których nie śmiałam nawet myśleć....Przemierzyłam 3 kontynenty:Byłam w podróży moich dziecięcych marzeń- w Kenii,Tanzanii i na Zanzibarze,przez m-c podrózowałam po Indiach i Nepalu-podziwiałam majestatyczne Himalaje i magiczne krainy kolorowych Indii. Dotarłam też do najdalej wysuniętego miejsca na południe na kuli ziemskiej-małego miasteczka USHUAIA w Ameryce Południowej.Przemierzyłam bezdroża Chile i Argentyny,podziwiałam największe lodowce i lądolody na ziemi,wietrzną Patagonię i skaliste granie wysokich Andów.Przepłynęłam kanał Beagle z tysiącem wysp i wysepek na których leniwie wygrzewały sie lwy morskie,uchatki i pingwiny. A i naszą niezwykle ciekawą Europę objechałam już wzdłuż i wszerz i ciągle mi jej mało...Poznałam w podrozy Przyjaciól z którymi do dziś utrzymuję kontakt i dalej marzę.....o kolejnych wojażach dużych i małych bo życie jest dla mnie łaskawe i chcę wykorzystać każdą chwilę !!! Warto było marzyć przez tyle dlugich lat by w końcu poznać smak ich realizacji .
    Wierzę gorąco ,iż każde marzenie dane nam jest wraz z mocą do jego spełnienia i tego wszystkim życzę !!!

    Lucyna S. Z Wodzisławia ŚL.

    OdpowiedzUsuń
  7. Odwagi, odwagi, odwagi pani Kasiu! Z ogromną sympatią od początku zamieszkania w Toskanii obserwuję Pani zmagania w spełnianiu marzeń. Wiem, że wszystko się uda, ile przecież już Pani osiągnęła. Ale dlaczego moja sympatia - Tomuś, płacze (przynajmniej tak wygląda na zdjęciu)? Pozdrawiam. Hanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Nie! nie płacze, choć teraz jak patrzę to rzeczywiście tak wyglada:) Walczył z nadmiernym słońcem i wiatrem który targał włosy:)

      Usuń
  8. Kasiu -ja dzis zrobię risotto z bakłażanami z Twojego przepisu,napiję się wina przywiezionego ostatnio z Toskanii,a jutro o poranku poczytam kolejny interesujący wpis na Twoim niezwykłym blogu.I to też jest szczęście i spełnione marzenie ,takie codzienne,może banalne dla niektórych osób ,ale to przecież z małych, drobnych rzeczy sklada sie nasze szczęśliwe życie czyż nie ?
    A tak wogóle ,to słoneczną Italię można odwiedzać bez końca i wciąż na nowo być zakochanym w tym niezwykłym kraju.A Toskania -byłam parę razy i wciąż wracam zauroczona krajobrazem,obcowaniem z przeszłością zamkniętą w kamieniach i marmurze,wspaniałą kuchnią,winem,serami,prosciutto i tym prostym życiem w maleńkich wioskach ukrytych za wzgórzami.....

    lucyna z Wodzisławia Sl.

    OdpowiedzUsuń
  9. To juz dwa lata ? Boze jak ja plakalam czytajac ten wpis. Plakalam nad soba ze brak mi odwagi i nie umiem podjac decyzji o powrocie do Polski .Podziwiam Pania za sile i samozaparcie w dazeniu do celu . Mocno wierze , ze kamienny dom jest tuz za rogiem . A ja juz napewno w przyszlym roku wracam do polskiego domu .Dziekuje Pani Kasiu . Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja mam łzy w oczach czytając te wpisy... Jakbym czytała swoje myśli marzeniach, ich spełnianiu, o sile woli i możliwościach.... Od kilku lat już powtarzam i wiem to naprawdę, że trzeba marzyć bo marzenia się spełniają.. Moje też się spełniają wielokrotnie wprawiając mnie po latach w zdumienie, że to działa... Marzę i wiem, że znowu za rok pojadę do mojej ukochanej Italii wprawdzie tylko na dwa tygodnie urlopu ale warto czekać rok na ukochane widoki, smaki, zapachy, muzykę, uśmiechy, rozmowy w pięknym języku.... I tak chyba do emerytury.... Mam czas, żeby uczyć się języka, bo może się kiedyś przyda kiedy zamieszkamy już w jakimś małym malowniczym miasteczku na wzgórzu Lazio albo Umbrii a może Ligurii, Toscanii, Marche.......
    Pani Kasiu dziękuję, za to co Pani pisze i za to, że mogę tu "spotkać" ludzi myślących bardzo podobnie.
    Serdecznie pozdrawiam Panią i wszystkich wielbicieli blogu i Włoch
    Asia z Łochowa

    OdpowiedzUsuń
  11. Kamil K. - to nie pogoń za lepszym, tylko za normalnością, za spełnieniem marzeń. Jednych marzeniem jest mieć super samochód, innych domek na wsi - a jeszcze innych mieszkać w ciekawym miejscu, wśród życzliwych ludzi. Dla Kasi tym miejscem wymarzonym była właśnie Toskania i świetnie, że zrealizowała swoje marzenia i nie będzie musiała sobie nigdy powiedzieć - nawet nie spróbowałam.

    Kasiu - to juz dwa lata... ten czas leci jak zwariowany. Czasami mam wrażenie, że im jestem starsza, tym szybciej mi czas płynie, a raczej ucieka. Ja juz 9 lat mieszkam w Irlandii i też nie wiem kiedy to zleciało.
    Pozdrawiam serdecznie i troszkę zazdroszczę tego ciepłego klimatu.

    Kasia z Irl.

    OdpowiedzUsuń